- Informacja -
- Reklama -
- Informacja -
- Reklama -
- Reklama -
- Reklama -
- Reklama -
Dyżury aptek:
Apteka "Na Zdrowie" w Kępnie
ul. Warszawska 30
tel. 62 599 30 81
Partnerzy
Akademia Piłkarska Reissa Kępiński Ośrodek Kultury KKS Polonia Kępno Gminny Ośrodek Kultury w Perzowie Kepnosocjum.pl
Sonda:
Czy planujesz wyjechać na urlop w tym roku?
Newsletter:

O "Miasteczku"

  • Edmund Pośpiech (fot. IPN)
    Edmund Pośpiech (fot. IPN)
  • Małgorzata Pośpiech
    Małgorzata Pośpiech
Publikujemy fragment powieści Małgorzaty Pośpiech, kępnianki na stałe mieszkającej w USA. Powieść pt. „Miasteczko” opisująca nieznaną historię mająca miejsce w latach czterdziestych w naszym regionie ukarze się drukiem w styczniu 2014 r. W powieści przedstawione są, w sposób „literacki” osoby mieszkające w Kępnie i powiecie, które są bohaterami tej publikacji

„Miasteczko” jest powieścią zainspirowaną wydarzeniami, które miały miejsce w Kępnie jesienią 1945 roku. W Gospodzie „Pod Łabędziem” zostali zastrzeleni dwaj pracownicy kępińskiego Urzędu Bezpieczeństwa, urzędu który słynął z wyjątkowego okrucieństwa w stosunku do mieszkańców Kępna i pobliskich wiosek. W odwecie pracownicy UB aresztowali, a później w do końca niewyjaśnionych okolicznościach zamordowali osiem osób, których ciał nigdy nie odnaleziono. Wojewódzki Urząd Bezpieczeństwa pomógł zatuszować morderstwa. Poseł PSL, który przedstawił sprawozdanie z wydarzeń na posiedzeniu Krajowej Rady Narodowej w obecności prezydenta Bolesława Bieruta, w kilka dni później został aresztowany i skazany na 13 lat więzienia za szpiegostwo dla imperialistów. Po śmierci Stalina w 1958 r. odbył się pierwszy proces odpowiedzialnych za morderstwa pracowników UB. W procesie tym głównym świadkiem oskarżenia był mój ojciec, Edmund Pośpiech. Proces toczył się przy drzwiach zamkniętych. Winni zostali skazani. Kara była wyjątkowo niska.

Odrębnym wątkiem powieści są moje poszukiwania ojca, którego nigdy nie widziałam i nie znałam, a o jego działalności antykomunistycznej dowiedziałam się w Nowym Jorku z publikacji IPN. Jeszcze innym dzieciństwo i dorastanie bohaterki, Nory w latach 60. i 70. w małym miasteczku. Jeszcze innym wątkiem są fragmenty nieopublikowanych opowiadań z amerykańskiego okresu w życiu nieznanej pisarki, której śladami idzie Ingrid, studentka wydziału filologii na jednym z uniwersytetów amerykańskich. Jest to więc powieść wielowątkowa i wymagająca od czytelnika czasu.

Pracowałam nad tą książką ponad pięć lat. Ogromnie dużo czasu zajęły mi poszukiwania materiałów w archiwach i w IPN. Wiele dokumentów zostało zniszczonych i zaginęło bezpowrotnie.

Obecnie pracuję nad drugim tomem opowiadającym o losach członków antykomunistycznej organizacji Konspiracyjne Wojsko Polskie działającej na terenie Kępna w latach 1947-49, której dowódcą był mój ojciec. Losy tych ludzi, którzy przeciwstawiali się stalinowskiemu reżimowi są wstrząsające.

Małgorzata Pośpiech


„Miasteczko” (fragment)


Pierwsza wzmianka dotycząca ojca. Autor artykułu, pracownik IPN, doktor Jerzy Bednarek – cytuje zeznania świadka Edmunda Pośpiecha, protokół z 19 marca 1957 (muszę czytać przypisy, przynoszą informacje nie mniej ważne): „Przypominam sobie, że w czerwcu lub lipcu 1945 r. (powinno być w sierpniu) byłem z nim (Wincentym Jerzykiem) w Laskach, gdzie wśród rodzin volksdeutschów poszukiwaliśmy motocykli poniemieckich. Wówczas Jerzyk przytrzymał jakiegoś volksdeutscha, o którym powiedział, że to jest gestapowiec. Którego następnie wyprowadził za stodołę i na moich oczach zastrzelił z pistoletu. I to w ten sposób, że kazał mu iść naprzód, po czym z tyłu go zastrzelił. Tak jak sobie przypominam Jerzyk był wówczas podchmielony. Jerzyk opowiadał, że zastrzelił go dlatego, że ten volksdeutsch podczas okupacji zastrzelił jakiegoś Polaka, co jednak później okazało się nieprawdą”.

Te słowa zapisane w protokole sądowym, zeznanie świadka zabójstwa i zapis śmierci w upalne sierpniowe popołudnie były dowodem, że ojciec istniał, że był. Kim był jest ciągle dla mnie zagadką.

Z Kępna do Lasek jechali na rowerach. Jechało się krótko. Po drodze przystawali, pociągając pędzony przez wuja jednego z nich bimber. Słońce grzało mocno. Żniwa już się skończyły i pola stały puste. Kurz wznosił się na piaszczystej drodze. Jechali koleinami wyżłobionymi przez koła wozów. Ich dwóch zatrzymało się przy gospodarstwie Kalinki. Reszta pojechała dalej.

Mała chałupka ogrodzona drewnianym płotem wyglądała na opustoszałą. Pies uwieszony na długim łańcuchu miotał się, szczekając przeraźliwie. Otwarli ledwo trzymającą się na zawiasach furtkę. Pierwszy wszedł Jerzyk. Krępy mężczyzna przed czterdziestką z włosami zaczesanymi pod górę. Szedł trochę niepewnie, bo bimber był mocny i słońce grzało. Pot spływał mu po twarzy. Plamy potu rozlewały się na mundurze pod pachami „Zamknij mordę” – szczeknął do psa. Pies ujadał jak szalony. Jerzyk wyjął pistolet i strzelił. Pies zawisł przez moment w powietrzu i opadł na ziemię dziwnie skurczony. Krew płynęła na piasek. Kury na odgłos wystrzału zaczęły trzepotać skrzydłami i gdakać głośno. Świnie pochrząkiwały w chlewiku koło gnojowiska. Zapach gnoju wisiał w rozgrzanym powietrzu.

Jerzyk, a ojciec za nim, też w mundurze, też lekko pijany, jasne włosy rozsypane na czole, wyważając ledwie trzymające się w zawiasach drzwi, weszli do sieni. Nie było podłogi tylko klepisko. Na lewo była kuchnia. Stół, ława, piec z garnkami i kociołkami, i łóżko. Pusto. Obraz Matki Boskiej na ścianie. Naftowa lampa na stole. Wiadro wypełnione popiołem. Kot zamiauczał w drugiej izbie. Ojciec, który stał w sieni, kopnął drzwi. Otwarły się i kot szurnął między jego nogami. Drugi pokój też był pusty. Muchy łaziły po stole. Dwa łóżka nakryte pierzynami. Nad nimi Jezus Chrystus w różowej szacie, spożywający ostatnią wieczerzę i ślubny portret Kalinków. Malowany z fotografii. Oboje wyprostowani. Niebieskie oczy wpatrzone w obiektyw, różowe policzki, odświętne ubrania. Kalinkowa ze sznurkiem korali na szyi. Wyszli na podwórko. Krew zrobiła się brązowa w piasku. Oczy psa patrzyły gdzieś daleko. Przeszli obok chlewika i obórki. Minęli stodołę i wyszli na miedzę. Miedzą biegła kobieta a z przodu, z koniem, szedł mężczyzna w rozpiętej, przepoconej koszuli i połatanych spodniach. Zatrzymał się i patrzył uważnie na stojących przed nim mężczyzn w milicyjnych mundurach.
Obywatel Kalinka – wrzasnął Jerzyk. To ja – spokojnie odpowiedział chłop. Obok niego stanęła, oddychająca głęboko, mała kobieta w chustce zawiązanej na głowie, białej, perkalowej, wytarła wierzchem dłoni strużkę potu płynącą po policzku.
Czy to twoja żona – wskazał na nią palcem Jerzyk.
Tak, to moja kobieta – odparł Kalinka. Mamy nakaz przeszukania i rekwizycji dobra poniemieckiego – ojciec rozpiął torbę przewieszoną przez ramię i wyjął z niej urzędowe pismo.
Ja nic nie mam. Wszystko oddałem – powiedział Kalinka.
Zobaczymy, zobaczymy. Mamy rozkaz sprawdzić. Chodźcie z nami do chałupy.
Jerzyk poszedł pierwszy. Ojciec odwrócił się i poczekał aż przejdzie Kalinka z Kalinkową i koń.
Kalinka przywiązał konia do płotu, przeszedł obok nieruchomego psa w kałuży krwi, w której gromadkami siedziały muchy. Kury rozbiegły się po podwórku. Weszli do pustej kuchni.
Kobieto, nie macie czym nas ugościć. Głodni jesteśmy – krzyknął niby to przyjacielsko Jerzyk i usiadł na ławie.
Kobieta spojrzała na Kalinkę, który skinął głową.
Czekali w milczeniu. Jerzyk głośno czknął.
Kalinkowa przyniosła kamienny gar pełny kwaśnego mleka. Mleko było gęste, że nożem ciąć.
Zimne z piwniczki. Wyłożyła je na miski i dała łyżki. Jedli głośno. Kalinkowie stali u głowy stołu, patrząc w milczeniu jak tych dwóch mężczyzn jadło. Jerzyk skończył. Wytarł ręką usta i powiedział: a nie macie czegoś to do picia.
Kalinka odpowiedział: nie, nic.
Jak to, tak gości traktujecie. Nic do picia. Zaraz zobaczymy.
Wstał z ławki i podszedł do kredensu. Otwarł górne drzwiczki. Nie było tam nic oprócz metalowych kubków i kilku talerzy.
Schylił się i otwarł dolne drzwiczki. Stała tam butelka.
A to co – powiedział – dajcie no szklanki. Kalinkowa podała dwie szklanki.
Nalejecie nam – powiedział Jerzyk – to porozmawiamy. Kalinka nalał po pół szklanki wódki, ale Jerzyk powiedział: no nie, trzeba więcej. Wziął butelkę z ręki Kalinki i nalał do pełna. Wraz z ojcem wzięli musztardówki, podnieśli do góry i Jerzyk powiedział: no to na zdrowie. Wypili.
No, to teraz powiedzcie mi Kalinka – powiedział Jerzyk – gdzie trzymacie to radio, gazety niemieckie, coście od tych waszych rodaków dostali. Nic nie mam – powiedział Kalinka – podpisałem listę, bo grozili wywózką albo i śmiercią.
A ja wiem, że coś ukrywacie. Pokażcie no nam wszystko! Gdzie są motocykle? Kto we wsi ma motocykle? Ja nie wiem – powiedział Kalinka. Jerzyk podniósł się z ławy – nic nie wiesz? A my wiemy! Wiemy, że je macie! Gdzie są? – ryknął.
Nic nie wiem…
Ale ja wiem! Ty gestapowcu! Ludzi w czasie wojny zabijałeś, a teraz nie chcesz z władzą ludową współpracować? Kalinka nie odpowiedział.
Jerzyk podszedł do niego i uderzył go w twarz.
Ty, Mundek – krzyknął do ojca – nie siedź tak.
Ojciec podniósł się z ławy, podszedł do Kalinki i uderzył go w twarz z drugiej strony. Ojciec był silnym, wysokim, barczystym, młodym, bo wtedy siedemnastoletnim chłopakiem. Na zdjęciu, jednym z kilku, jakie niedawno dostałam, stoją daleko od siebie: Matka i Ojciec, gdzieś w pustym polu. Matka, mała i drobna, w kostiumie i z torebką w ręce, ubrana jak na spacer po wielkomiejskiej ulicy. On wielki, wysoki, w garniturze z wypchanymi ramionami zgodnie z ówczesną modą i szerokich spodniach z mankietami.
Stoją tak, jakby nic ich nie łączyło. Bez uśmiechu. Spojrzenia skierowane gdzieś w przestrzeń. Obcy ludzie. W którym roku zostało zrobione to zdjęcie? Kalinka zachwiał się od uderzenia i strumyk krwi popłynął z rozbitej wargi.
Kalinkowa zaczęła płakać.
Spokój! – ryknął Jerzyk – Spokój ma być! Ty, ty gestapowcu jeden, idziesz ze mną! Już!
Kalinka wyszedł z domu. Słońce paliło mocno. Przeszli znów koło martwego psa, obok obórki, miedzą, za stodołę. Ojciec podążał za nimi. Kalinkowa za nim, płacząc głośno.
Jerzyk wyjął pistolet i przyłożył go do głowy Kalinki.
Co, dalej nic nie chcesz powiedzieć? Doszli za stodołę, pod gruszę i wysokie krzewy łopianu.
Kalinka jakby chciał się obrócić, ale nie zdążył. Wrony siedzące na drzewach zerwały się i zaczęły wirować w powietrzu, skrzecząc przeraźliwie. Odgłos strzału powtórzyło echo pobliskiego lasu. Ciało Kalinki osunęło się pod krzewy piołunu. Krew zabarwiła liście i trawę. Jerzyk odwrócił się, spojrzał na ojca i powiedział: idziemy wuju.
I poszli. Ominęli znieruchomiałą Kalinkową, przeszli ścieżką między stodołą a obórką, weszli na podwórko, podeszli do rowerów opartych o płot i zaczęli iść w kierunku następnego gospodarstwa. Mogło też to odbyć się zupełnie inaczej.
Do Lasek z Kępna jechało się krótko. Był deszczowy letni dzień. Siąpił kapuśniaczek. Bąble na kałużach zapowiadały siedmiodniówkę. Piaszczysta droga zamieniła się w błotnistą i pokrytą kałużami.
Kiedy zjechali z głównej drogi, przystanęli, pociągnęli z butelki. Teraz musieli prowadzić rowery. Nie dało się jechać po tym błocie. Było już widać gospodarstwo Kalinki...
Następnego dnia, po napisaniu tego fragmentu o śmierci Kalinki, obudziłam się z krzykiem.
Śniłam rzędy kobiet w szarych płaszczach. Po sześć w rzędzie. Miały postawione kołnierze i ściągnięte były paskiem w talii. Kobiety szły i szły, krzycząc: All men are killers! All men are killers! All men are killers!
„Notatki do scenariusza. Pojechać do Lasek. Znaleźć rodzinę Kalinki. Iść na cmentarz”.

Małgorzata Pośpiech


MAŁGORZATA POŚPIECH – urodzona w Kępnie, dziennikarka, pisarka, tłumaczka, reżyser filmów dokumentalnych i eksperymentalnych. W 1988 r. obroniła doktorat z zakresu filmoznawstwa na Uniwersytecie Wrocławskim. Opublikowała ponad 300 artykułów, relacji, esejów, wywiadów, współpracując z takimi publikatorami jak: „Odra”, „Kino”, „Film”, „Polityka”, „Arkusz” czy nowojorskim „Nowym Dziennikiem”. Autorka filmów dokumentalnych: „Arthur Penn”, „Pokolenie”, eksperymentalnych: „Heat” oraz wideoinstalacji „Wasteland” i „Landscapes”, pokazywanych w nowojorskich galeriach. Przeprowadziła ponad siedemdziesiąt wywiadów ze świadkami i uczestnikami wydarzeń II wojny światowej, tworząc archiwum Stowarzyszenia Weteranów Polskich w Nowym Jorku (połączone oficjalną stroną nowego filmu Petera Weira „Niepokonani”). Na stałe mieszka w Nowym Jorku.
 
Dodaj link do:www.wykop.plwww.facebook.com

Komentarze

Redakcja portalu Kepnianie.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść wypowiedzi zamieszczanych przez Internautów. Wypowiedzi zawierające wulgaryzmy, naruszające normy prawne, obyczajowe lub niezgodne z zasadami współżycia społecznego będą usuwane.
Zbigniew Gawiński

2015-07-11 23:52

Proszę, jeśli nie jest to zbyt odważna prośba, o kontakt na zgawinski@wp.pl.
MENU:
WAŻNE:
KONTAKT
tel.: 785 210 310
e-mail: kontakt@kepnianie.pl
REKLAMA:
Sprawdź naszą ofertę:
Reklama